Informację o wysłaniu amerykańskiego lotniskowca na Morze Sródziemne odczytano jako rutynowe działanie sojusznicze ze strony USA. Świat obiegły jednak informacje dotyczące skierowania w rejon konfliktu kolejnej grupy uderzeniowej z lotniskowcem Dwight Eisenhower na czele. Obecność aż dwóch jednostek tego typu budzi uzasadnione pytania o przyczyny takiej decyzji oraz perspektywy rozlania się konfliktu na inne kraje regionu.
Po mającym miejsce kilka dni temu zmasowanym ataku Hamasu Amerykanie niemal natychmiast zaoferowali swojemu sojusznikowi wsparcie. Prócz pomocy militarnej obejmującej dostawy amunicji i niesprecyzowanych systemów uzbrojenia, rozważano również wysłanie amerykańskiej grupy uderzeniowej z lotniskowcem. Taka decyzja nie była zaskoczeniem, bowiem Amerykanie już w przeszłości podejmowali podobne kroki w celu zabezpieczenia operacji sojuszniczych.
Startujące z pokładu okrętu samoloty mogą nie tylko zapewnić izraelskiej armii wsparcie bezpośrednio na polu walki, ale także zagwarantować dostęp do informacji wywiadowczych oraz – co szczególnie istotne – kontrolować sytuację w samej przestrzeni powietrznej. Zaskoczeniem była jednak deklaracja wysłania na Morze Śródziemne kolejnego lotniskowca.
Pomoc, czy straszak?
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że celem pojawienia się aż dwóch grup uderzeniowych jest nie tylko zagwarantowanie Izraelowi silnego wsparcia, ale też próba ustabilizowania sytuacji w regionie. Przede wszystkim chodzić może o powstrzymywanie Iranu przed aktywniejszym wspieraniem swoich sojuszników. Dwa lotniskowce wraz z towarzyszącymi okrętami byłyby dla Teheranu ogromnym wyzwaniem w kontekście potencjalnej konfrontacji militarnej.
Rozpoczęcie lądowej operacji sił izraelskich przeciwko Strefie Gazy grozi długotrwałym, niezwykle krwawym konfliktem. Równie niebezpiecznym scenariuszem jest atak na Liban, w którym działa znacznie silniejszy od Hamasu Hezbollah. I to właśnie w uwikłaniu Izraela w długi konflikt z libańskimi bojówkami upatruje się największego zagrożenia dla względnego, a przy tym niezwykle kruchego pokoju regionie. Jest bowiem niemal pewne, że Iran udzieliłby wówczas Hezbollahowi wszelkiego możliwego wsparcia w konfrontacji z Izraelem. To natomiast stwarzałoby bardzo duże ryzyko rozprzestrzenienia się konfliktu na inne państwa Bliskiego Wschodu oraz dalszą erozję globalnego systemu bezpieczeństwa, której skutki byłyby trudne do przewidzenia.