Rosyjska inwazja rozpoczęta pod koniec lutego zniszczyła funkcjonujący od kilku dekad system bezpieczeństwa w Europie. Niestety to nie jedyny problem, z jakim będzie musiał się zmierzyć Zachód. Reżim rosyjskiego dyktatora coraz częściej wykorzystuje w międzynarodowej rozgrywce potencjalny atak nuklearny na Ukrainę. Na ile realna jest groźba Putina oraz w jakich okolicznościach mogłoby dojść do jej zmaterializowania?
Szybka „operacja specjalna” miała być w założeniu największym z sukcesów Putina, gwarantującym mu miejsce na kartach rosyjskiej historii. Co więcej błyskawiczny przebieg walk i rozbicie wojsk ukraińskich pozwoliłby na zmuszenie Zachodu do korzystnych dla Rosji ustępstw. Jednak inwazja nie zakończyła się defiladą zwycięstwa w Kijowie. Desperacja rosyjskich władz w obliczu nieustannych klęsk systematycznie rośnie, a atak nuklearny na Ukrainę może wydawać się Moskwie jedyną szansą na odwrócenie losów wojny.
Atak nuklearny na Ukrainę, czyli „plan B”?
To co miało być błyskotliwą, kilku-kilkunastodniową kampanią przekształciło się w nieskończone pasmo kompromitujących porażek. Zaskakująco silny opór Ukrainy i równie zaskakująca nieudolność Rosji postawiły rosyjskiego satrapę w – delikatnie rzecz ujmując – kłopotliwej sytuacji. Klęski obnażyły budowany misternie przez dwie dekady mit o rosyjskiej potędze. Zrujnowały też mozolnie odbudowywaną po upadku ZSRR pozycję na arenie międzynarodowej oraz szansę na odgrywanie kluczowej roli w stosunkach międzynarodowych.
Dla rosyjskiego dyktatora i jego najbliższego otoczenia przebieg inwazji musiał być piorunującym rozczarowaniem. Do tej pory jego plany przebiegały zazwyczaj pomyślnie, pozwalając na sprawne osiąganie kolejnych z założonych celów. I chociaż tym razem ryzyko było zdecydowanie większe niż np. podczas aneksji Krymu w 2014 roku Putin z całą pewnością nie przewidywał możliwości takiego rozwoju wydarzeń nawet w najczarniejszych scenariuszach. Coraz dotkliwsze konsekwencje jakie ponosi Rosja oraz deklarowane przez Moskwę groźby ataku atomowego na Ukrainę zmuszają do zadania pytania o to, na ile są prawdopodobne. Czy rosyjski dyktator w obliczu słabości jego armii w konflikcie konwencjonalnym zdecyduje się na atak nuklearny?
Co może skłonić Rosję do użycia broni jądrowej?
Tymczasem całkowicie rozsypał się nie tylko pierwotny plan, ale na niczym spełzły też wszystkie dotychczasowe próby jego ratowania. Przejęcie inicjatywy przez Ukraińców prowadzi do stopniowego wypierania Rosjan na większości odcinków frontu. Jednocześnie Kijów jasno deklaruje, że zamierza odzyskać również terytoria utracone w 2014 roku. Tymczasem utrata nie tylko terytoriów uzyskanych w ramach tegorocznej napaści, ale również tych zajętych kilka lat temu byłaby czymś znacznie więcej. Szczególnie w odniesieniu do Krymu, który dla Rosjan jest miejscem nie tylko ważnym politycznie i militarnie, ale również symbolicznie.
Utrata „ziem odzyskanych” położyłaby się cieniem na całej dyktaturze oraz postawiła pod znakiem zapytania autorytet i szeroko rozumianą „sprawczość” Putina. To natomiast byłoby, dosłownie i w przenośni, śmiertelnym zagrożeniem dla jego dalszych losów. W takiej sytuacji – biorąc również pod uwagę rosyjską doktrynę bezpieczeństwa – Putin mógłby posunąć się do sięgnięcia po broń „ostateczną”. Czy zatem atak nuklearny na Ukrainę może mieć miejsce?
PRZECZYTAJ TEŻ: Rosyjskie rakiety spadły na Przewodów. Pomyłka, czy eskalacja?
Karta atomowa – blef, czy realne zagrożenie?
Niepomyślny dla Rosji przebieg rosyjskiej inwazji zmusza Moskwę do poszukiwania rozwiązań, które pozwoliłyby – w razie potrzeby – na szybkie zakończenie działań zbrojnych. “Bezpiecznikiem” miałaby być atak nuklearny, Ukraina zapewniła jednak, że nawet w przypadku wykorzystania na swoim terytorium broni masowego rażenia nie zaprzestanie walki.
O tym, że Kreml może rozważać użycie taktycznej broni jądrowej są propagandowe narracje budowane od kilku miesięcy. W odróżnieniu od zwykłych “wrzutek”, takich jak np. grożenie NATO wojną nuklearną, w przypadku Ukrainy mają one “merytoryczny” charakter. Zgodnie z przekazem kremlowskiej machiny propagandowej uderzenie z wykorzystaniem broni niekonwencjonalnej miałoby mieć charakter… prewencyjny. Dlaczego? Ponieważ zdaniem reżimu Putina to napadnięte przez niego państwo dysponuje własnymi bombami atomowymi i może dążyć do ich wykorzystania. Skąd jednak miałaby się wziąć bomba atomowa na Ukrainie?
Rosyjskie media przedstawiają dwa “wyjaśnienia”. Pierwsze z nich łączy się z upadkiem Związku Radzieckiego. Wówczas na terenie Ukrainy, jako jednej z republik, faktycznie pozostały spore zapasy radzieckiej broni jądrowej. Kijów, w zamian za gwarancje bezpieczeństwa, zdecydował się jednak na jej dobrowolne przekazanie Moskwie. Zdaniem prokremlowskich mediów Ukraina nie wywiązała się ze zobowiązań rzetelnie, pozostawiając sobie część bomb i głowic. Drugą, a zarazem popularniejszą wersją jest teza o rzekomym opracowaniu zupełnie nowych ładunków po 2014 roku, na bazie radzieckich technologii i pamiętających ich czasy inżynierów wiernych władzom w Kijowie. Wspólny mianownik obu tych wersji jest ten sam – Rosja jest zagrożona i jak zwykle będzie musiała się bronić…
Czy zatem atak nuklearny na Ukrainę jest realnym zagrożeniem? Niestety wszystko wskazuje na to, że Zachód musi poważnie rozważać taką ewentualność. Na szczęście dla Ukrainy i Europy istnieją powody, dla których groźby Putina nigdy się nie zmaterializują.
PRZECZYTAJ TEŻ: Czy Białoruś zaatakuje Polskę? Coraz więcej wojsk na wschodzie
Czego boi się Putin?
Największą niewiadomą (i ryzykiem, z rosyjskiego punktu widzenia) jest postawa Zachodu. Pomimo uległych deklaracji m.in. Macrona, nie ma pewności, że w ten sam sposób zareagują np. Stany Zjednoczone. A nawet atak konwencjonalny ze strony NATO lub zwiększenie zakresu pomocy dla Ukrainy miałyby dla Kremla katastrofalne konsekwencje. Jednocześnie rosyjski reżim pozbyłby się cennego “argumentu” jakim jest bomba atomowa, którym do tej pory całkiem skutecznie się posługiwał – kolejnym etapem eskalacji mogłaby być już bowiem jedynie wojna nuklearna przy pomocy arsenału strategicznego. Atak nuklearny byłby dla Rosji de facto samobójstwem – „pełnoskalowe” uderzenie jądrowe przy pomocy strategicznych pocisków balistycznych byłoby równoznaczne ze starciem rosyjskich miast z powierzchni Ziemi w ramach ataku odwetowego (i najpewniej z końcem świata jaki znamy). Dlatego Putin może wykonać inny, ale równie niebezpieczny ruch.
Zdecydowanie bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz konwencjonalnego uderzenia na którą z ukraińskich elektrowni atomowych. Rozważając potencjalne konsekwencje poważnego uszkodzenia lub zniszczenia instalacji tego typu często podkreśla się, że są one przygotowane na atak. O ile jednak uwzględniono możliwość incydentu z udziałem samolotu inżynierowie raczej nie przewidywali ryzyka uderzenia np. pocisku manewrującego z ważącą setki kilogramów głowicą bojową. Warto przy tym pamiętać, że do potencjalnej katastrofy wystarczy zniszczenie systemu sterowania, czy chłodzenia. A te są zdecydowanie bardziej podatne na uszkodzenia niż rdzeń reaktora.
Inną z opcji jakie może rozważać Putin i jego reżim jest wysadzenie tamy w Nowej Kachowce. Zgodnie z doniesieniami ukraińskiego wywiadu została ona zaminowana już wiele tygodni temu. Wówczas pod wodą znalazłoby się kilkadziesiąt miejscowości oraz znaczna część Chersonia, o który toczą się ciężkie walki. W grę może wchodzić też wykorzystanie tzw. brudnej bomby, czy broni chemicznej lub biologicznej. Jak widać wachlarz „instrumentów” jakim dysponuje rosyjski reżim jest dość pokaźny i pozwala na elastyczne dostosowanie się do sytuacji. Bez ryzyka rozpętania wojny atomowej.
PRZECZYTAJ TEŻ: Białoruś zaatakuje Ukrainę?
Atak nuklearny na Ukrainę jest mało prawdopodobne, ale nie da się go wykluczyć
Chociaż ryzyko sięgnięcia po kartę atomową wydaje się mało prawdopodobne, nie można go całkowicie wykluczyć. Należy mieć na uwadze, że spekulacje w tym zakresie opierają się na racjonalności zachowania strony rosyjskiej. Wypowiedzi oraz posunięcia Władimira Putina w obliczu klęsk wskazują jednak na rosnącą desperację i podejmowanie coraz mniej rozsądnych decyzji.
Taka „nerwowość” połączona z rozpaczliwym poszukiwaniem sposobu na powstrzymanie Ukraińców może skłonić kremlowskiego dyktatora do spełnienia swoich gróźb. Przede wszystkim wówczas, gdy poczuje, że nie ma nic do stracenia – a jak wiadomo kolejne niepowodzenia tylko wzmacniają jego przeciwników.
Pewne jest natomiast, że broń jądrowa użyta na Ukrainie przeniosłoby toczącą się od kilku miesięcy wojnę na zupełnie inny poziom. Atak nuklearny byłby przekroczeniem kolejnej granicy, zmuszającej państwa trzecie do podjęcia zdecydowanych działań. Niósłby też ryzyko niekontrolowanej eskalacji, której za wszelką cenę będą starały się uniknąć największe potęgi. Podobnie jak rosyjscy oligarchowie…