Czy Białoruś zaatakuje Polskę? Coraz więcej wojsk na wschodzie

Rosnąca liczebność wojsk rosyjskich na Białorusi oraz uległość jej dyktatora wobec Moskwy skłania do zadania pytania o bezpieczeństwo regionu. Czy Białoruś zaatakuje Polskę? Zdaniem ekspertów raczej nie - bardziej prawdopodobny jest atak Białorusi na Ukrainę.

W ostatnich dniach zaczęły pojawiać się niepokojące informacje dotyczące rosnącej aktywności rosyjskich wojsk na Białorusi. Oszacowanie dokładnych liczb jest trudne, jednak już sam fakt wzmacniania obecności Moskwy tuż u granic NATO w obecnej sytuacji prowadzi do wzrostu napięcia. Tym bardziej, że Kreml wielokrotnie odwoływał się w swoich groźbach do wybuchu otwartego konfliktu. Czy Białoruś zaatakuje Polskę i jakich środków może użyć w tym celu?

Ryzyko eskalacji wojny i objęcia konfliktem polskiego terytorium jest obecnie najwyższe od końca lat 30. minionego stulecia. Bezprawna rosyjska inwazja oraz wsparcie udzielane napadniętej Ukrainie przez NATO doprowadziło do niespotykanego, nawet w czasach Zimnej Wojny, kryzysu w relacjach Zachód-Wschód. Atmosferę wzajemnej nieufności od miesięcy podsycała rosyjska i białoruska propaganda, które w ostatnich dniach zaostrzały swoją retorykę względem naszego kraju. Coraz częściej obejmuje ona groźby odwołujące się do ryzyka wybuchu otwartego konfliktu z NATO. Warto zauważyć, że podobne deklaracje często padają też z ust wysoko postawionych przedstawicieli Kremla, a nawet samego Łukaszenki.

Wzrost napięcia skłania do zadania kluczowego pytania – czy Białoruś zaatakuje Polskę? Zdaniem części obserwatorów mogłoby to być kolejnym etapem eskalacji ze strony Rosji, a przy tym zemstą za bezcenną pomoc okazaną Ukrainie, bez której ta nie byłaby się w stanie skutecznie bronić. Jednocześnie podkreślają oni, że w chwili obecnej ryzyko otwartej agresji zbrojnej ze strony Białorusi jest minimalne. Białoruski reżim od miesięcy wykorzystuje do ataków na Polskę inne środki, w tym m.in. presję migracyjną. Pozbawiony przez Rosję realnej władzy Łukaszenka może zostać skłoniony do zaatakowania Polski również z wykorzystaniem innych narzędzi, wychodzących daleko poza ruchy migracyjne, czy działania dezinformacyjne.

PRZECZYTAJ TEŻ: Czy Grupa Wagnera zaatakuje Polskę?

Białoruś zaatakuje Polskę zbrojnie? Nie, ale może zagrozić jej bezpieczeństwu w inny sposób

Aby odpowiedzieć na pytanie, czy Białoruś zaatakuje Polskę należy przyjrzeć się bliżej sytuacji w jakiej znajduje się reżim w Mińsku. A ta jest co najmniej niekomfortowa. Unikanie przez Białoruś wypełniania zobowiązań w ramach ZBiR (Związku Białorusi i Rosji) od miesięcy irytuje Kreml. Pomimo “pasywnej” pomocy udzielonej przez Mińsk Moskwie (m.in. udostępnienia terytorium do prowadzenia ataków) reżim Putina stopniowo zwiększał naciski na Łukaszenkę, oczekując większego zaangażowania. Niepomyślny przebieg “operacji specjalnej” dodatkowo podsycił zniecierpliwienie moskiewskich decydentów.

Kolejne rosyjskie porażki na froncie oraz utrata kontroli nad przebiegiem walk miały skłonić Putina do podjęcia jeszcze bardziej stanowczych działań, których celem było “zachęcenie” Mińska do bezpośredniego zaangażowania się w wojnę. Jednym z nich (prócz prawdopodobnego zabójstwa białoruskiego ministra Uładzimira Makieja) według nieoficjalnych doniesień miało być „uporządkowanie” najwyższych kadr białoruskiej armii – stanowiska zostały obsadzone ludźmi wiernymi Moskwie, a jej jednostki mają faktycznie podlegać rosyjskiej armii. Dzięki temu Kreml zyskałby niemal pełną swobodę przy ich wykorzystaniu w prowadzonych przez siebie operacjach. Powyższe doprowadziłoby też do dalszego osłabienia i marginalizacji pozycji Łukaszenki, dla Białorusi byłoby natomiast równoznaczne z utratą resztek (i tak iluzorycznej) autonomii.

„Oczyszczenie” kluczowych stanowisk i struktur pozwoli Rosji na wywieranie znacznie skuteczniejszych nacisków, bez względu na interesy białoruskiego dyktatora. On sam zresztą, w razie potrzeby, może zostać szybko wymieniony na mniej „problematycznego”, lojalnego Moskwie następcę. Sposobem na udowodnienie swojej lojalności miało być m.in. wspieranie Rosji w wojnie informacyjnej oraz kreowaniu Polski na wroga. Ataki hybrydowe z wykorzystaniem migrantów sprowadzanych na terytorium Białorusi były do tej pory najpoważniejszą (z udowodnionych) ingerencji białoruskiego reżimu w polskie sprawy.

PRZECZYTAJ TEŻ: Tajemnicza choroba Alaksandra Łukaszenki to efekt otrucia?

Białoruska wojna informacyjna przeciwko Polsce

Od kilku miesięcy motywem przewodnim prowadzonej przez Rosję i Białoruś wojny informacyjnej są rzekome przygotowania Polski i NATO do uderzenia na Białoruś. W tym kontekście eksponowane są przede wszystkim informacje przypisujące Polsce rzekomą winę za wybuch protestów na Białorusi. Propagandowy przekaz jest często wzmacniany pseudohistorycznymi tezami roszczeniach terytorialnych do ziem, które kiedyś należały do Rzeczypospolitej. Ich celem jest budowanie poczucia strachu i przekonywanie Białorusinów, że Polska szykuje się do ataku, zaś odpór “imperialnym” zapędom Polski dać może jedynie reżim Łukaszenki i wspierająca go Rosja.

Twierdzenia, że Polska próbuje odzyskać swoje dawne terytoria nasiliły się wraz ze zwiększeniem pomocy militarnej dla Kijowa i kolejnymi rosyjskimi porażkami. Zgodnie przekazami prokremlowskich mediów nasz kraj ma dążyć nie tylko do zwrotu ziem należących obecnie do Białorusi, ale nawet leżącego na terytorium Ukrainy Lwowa. Przejawem agresywnej – zdaniem reżimu Łukaszenki – polityki Warszawy mają być jej dążenia do nakładania kolejnych sankcji gospodarczych na Rosję i Białoruś w związku z ich udziałem w wojnie.

Domniemane zagrożenie militarne służące straszeniu Białorusinów wojną ma też inne oblicze. Propagandowe przekazy zapewniają o jedności ZBiR i gwarancjach wsparcia w przypadku rzekomego ataku NATO na Białoruś. Ogłoszone rozmieszczenie głowic jądrowych na białoruskim terytorium ma wiązać się z budowaniem zdolności do uderzenia odwetowego. Straszenie interwencją państw trzecich ma służyć budowaniu niepewności, lojalności względem reżimu oraz antyzachodnich nastrojów. Przyjęta przez Mińsk strategia oskarżania Polski o ingerowania w integralność terytorialną Białorusi jest zresztą dość paradoksalna, biorąc pod uwagę podejmowane przez reżim środki wymierzone w Rzeczpospolitą, takie jak np. presja migracyjna. Wspieranie Rosji w wojnie informacyjnej oraz kreowanie Polski na wroga nie są jedynymi elementami udziału Białorusi w wojnie hybrydowej przeciwko Rzeczypospolitej

PRZECZYTAJ TEŻ: „Atak Rosji na Polskę to kwestia godzin”? Prigożyn trafił na Białoruś

Czy Białoruś zaatakuje Polskę „bronią D”?

Ryzyko otwartej, zbrojnej agresji przeciwko Polsce ze strony Białorusi jest obecnie marginalne. Reżim Łukaszenki nie dysponuje siłami pozwalającymi na samodzielne przygotowanie operacji wojskowej i nic nie wskazuje również na to, aby miał posiąść takie środki w dającej się przewidzieć przyszłości. Tego stanu rzeczy nie zmieniło też rozmieszczenie ładunków jądrowych na terenie Białorusi – Łukaszenka nie będzie miał nad nimi jakiejkolwiek kontroli, a o ich ewentualnym użyciu zadecyduje Moskwa.

Wojna przeciwko Polsce nie zyskałaby również z pewnością poparcia społecznego. Podobnie jak w przypadku napaści na Ukrainę z dużym prawdopodobieństwem doprowadziłaby natomiast do masowego buntu i siłowego obalenia władzy. Niemniej pomimo braku ryzyka bezpośredniej konfrontacji militarnej zagrożenie ze strony Białorusi istnieje. Coraz trudniejsza sytuacja wewnętrzna sprawia, że reżim w Mińsku jest zdeterminowany, aby eskalować napięcia z Polską. Niestety ma też wiele możliwości atakowania Polski poniżej progu wojny.

„Najbezpieczniejszą” dla Łukaszenki opcją jest dążenie do wzrostu niepokojów na granicy. Idealnym środkiem do realizacji takiego celu jest natomiast tzw. broń D, czyli wywieranie presji migracyjnej. Co prawda z wykorzystaniem migrantów przeciwko Polsce mamy do czynienia od kilkunastu miesięcy, jednak właśnie teraz skala tego problemu i liczba prowokacji może się gwałtownie zwiększyć – zagrożenie atakiem bronią D na dużą skalę gwałtownie wzrosło po buncie Prigożyna.

Czy Białoruś zaatakuję Polskę w 2023 roku wykorzystując broń demograficzną na niespotykaną do tej pory skalę? Coraz więcej źródeł potwierdza rozmieszczanie na terytorium naszego wschodniego sąsiada najemników z PMC Wagner. Jednocześnie odnotowywany jest też zwiększony napływ migrantów na granicy polsko-białoruskiej. Połączenie tych dwóch czynników zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia niebezpiecznych incydentów na granicy. Tym bardziej, że wyszkoleni w działaniach dywersyjnych Wagnerowcy mogą ją przenikać wmieszani w grupy migrantów. Przekraczając granicę z bronią palną i innymi, lekkimi systemami uzbrojenia mieliby nie tylko możliwość prowadzenia potyczek na pograniczu, ale również przenikania w głąb kraju. Dodatkową okolicznością potęgująca takie ryzyko są zaplanowane na jesień wybory parlamentarne. Wywołanie niepokojów wewnętrznych pozwoliłoby Rosji na osiągnięcie przynajmniej części celów politycznych.

PRZECZYTAJ TEŻ: Czy Putin chce wojny z Polską po klęskach na Ukrainie?

Łukaszenka grozi, Pieskow „przestrzega”, a Wagnerowcy ćwiczą z białoruskimi żołnierzami

Specyficzną odpowiedzią na trwające od niemal miesiąca dywagacje dotyczące dalszych losów Grupy Wagnera było ogłoszenie ćwiczeń jakie najemnicy odbędą z wojskami Białorusi. Rozpoczęte zaledwie kilka kilometrów od polskiej granicy manewry trudno uznać za zbieg okoliczności. Wagnerowcy oficjalnie mają dzielić się swoimi doświadczeniami z białoruskimi żołnierzami, a szkolenie ma pomóc m.in. w uszczelnieniu granicy. W rzeczywistości przesunięcie w pobliże polskiego pogranicza członków prywatnej armii ma najpewniej zupełnie inny cel. Eksperci od wielu miesięcy przestrzegają przed dalszym eskalowaniem napięć ze strony Moskwy i Mińska oraz ryzykiem przygotowywania coraz agresywniejszych prowokacji, w tym ataków z wykorzystaniem uzbrojenia.

Potwierdzeniem tej tezy zdają się być wypowiedzi przedstawicieli rosyjskiego i białoruskiego reżimu. Alaksandr Łukaszenka w czasie spotkania z Władimirem Putinem 23 lipca stwierdził, że “Wagnerowcy chcą jechać na wycieczkę do Warszawy”. Jeszcze bardziej kuriozalne słowa padły 19 lipca z ust Pieskowa w reakcji na ruchy polskich wojsk. Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej w reakcji na pojawiające się informacjami o napływie najemników Prigożyna do jednej z białoruskich baz zdecydowało o przemieszczeniu dwóch brygad z zachodniej części kraju w pobliże wschodniej granicy. W odpowiedzi na to posunięcie rzecznik Kremla oskarżył Polskę o destabilizowanie sytuacji i przestrzegł przed… atakiem na swojego sąsiada. Podobny ton miały wypowiedzi przedstawicieli reżimu w Mińsku, zdaniem których Polska zbiera potencjał militarny w celu dokonania inwazji na Białoruś.

Prowokacyjne wypowiedzi wschodnich oficjeli pod adresem Polski nie są niczym nowym, jednak w obecnej sytuacji mogą posłużyć jako pretekst do przeprowadzenia wymierzonych w nią operacji. Warto zauważyć, że w jednym z propagandowych kanałów Andriej Kartapołow, przewodniczący komisji obrony Dumy, sugerował możliwość ataku na przesmyk suwalski. W jego ocenie ten niewielki fragment terenu oddzielający Rosję od Białorusi byłby „bardzo potrzebny, gdyby coś się stało”.

Z punktu widzenia Federacji Rosyjskiej i Białorusi ten obszar w północno-wschodniej części polskiego terytorium może mieć kluczowe znaczenie w przypadku ewentualnego konfliktu. Jego zajęcie oznaczałoby de facto odcięcie Litwy, Łotwy i Estonii od pomocy sojuszu. Co prawda ryzyko regularnego ataku Białorusi lub Rosji na przesmyk suwalski pozostaje mało prawdopodobne, jednak nie da się wykluczyć zbrojnych “incydentów” o charakterze terrorystycznym lub dywersyjnym.

Co ciekawe po rozpadzie Związku Radzieckiego rosyjscy planiści i politycy doskonale zdawali sobie sprawę z trudnego położenia Obwodu Królewieckiego w nowej rzeczywistości politycznej oraz jego znaczenia w przypadku ewentualnej konfrontacji militarnej z Paktem Północnoatlantyckim. Z tego powodu Rosja usiłowała w latach 90. naciskać na Polskę w sprawie utworzenia eksterytorialnego połączenia eksklawy z Białorusią. Poparcie dla takiej koncepcji wyraził m.in. ówczesny prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn. Po raz ostatni temat “korytarza suwalskiego” w oficjalnych relacjach polsko-rosyjskich poruszono w 2004 roku.

PRZECZYTAJ TEŻ: Przesmyk suwalski przyczyną bólu głowy NATO?

Białoruś zaatakuje Polskę “z tylnego fotela”?

Politykę zagraniczną prowadzoną przez Łukaszenkę trudno uznać za finezyjną. Nie można jej natomiast odmówić stosunkowo wysokiej skuteczności, dzięki której przez wiele lat dość zręcznie lawirował pomiędzy Wschodem i Zachodem. Strategia „wahadełka” pozwalała na zachowanie względnej niezależności oraz – co z punktu widzenia dyktatora było kluczowe – utrzymanie się na stanowisku, bez względu na okoliczności.

Wsparcie udzielone m.in. przez Polskę protestującym po sfałszowanych wyborach Białorusinom w znacznej mierze przyczyniło się do osłabienia dyktatury. Część źródeł twierdzi, że Łukaszenkę od decyzji o opuszczeniu kraju dzieliły godziny… Ostatecznie tak się nie stało, jednak pozycja satrapy została mocno nadszarpnięta – również w relacjach z Moskwą. Na tyle poważnie, że po pogorszeniu się jego stanu zdrowia zaczęły pojawiać się informacje jakoby Alaksandr Łukaszenka został otruty.

Dla Łukaszenki, określanego przez byłych współpracowników jako wyjątkowo mściwy człowiek w typie narcyza, było to doświadczeniem upokarzającym i bardzo osobistym. Brak odpowiedniego potencjału militarnego i gospodarczego po stronie Mińska od początku gwarantował, że Białoruś nie zaatakuje Polski militarnie. Reżim mógł jednak wykorzystać inne narzędzia i środki do uderzenia w polskie interesy. I zrobił to już kilkanaście tygodni po zdławieniu protestów, wywołując sztucznie kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej. Relokowanie Grupy Wagnera na terytorium Białorusi nieoczekiwanie stworzyło Łukaszence zupełnie nowe możliwości prowadzenia działań hybrydowych.

Białoruski dyktator zapewnił, że nie dąży do konfrontacji militarnej z kimkolwiek i nie zamierza atakować Polski, jednocześnie informując o zamiarze włączenia Grupy Wagnera do swojej armii. Ta niepozorna deklaracja jest niezwykle istotna z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa. Rosyjscy najemnicy mogliby zostać wykorzystani przez Białoruś do tworzenia własnej armii najemników. Dla Łukaszenki, naciskanego coraz mocniej z Moskwy, byłoby to najprostsze rozwiązanie problemu partycypacji Białorusi w aktywnych działaniach wojennych przeciwko Ukrainie. Rekrutowanie dobrze opłacanych ochotników z jednej strony umożliwiłoby uniknięcie napięć społecznych, z drugiej pozwoliło na przynajmniej częściowe zaspokojenie oczekiwań Kremla.

PRZECZYTAJ TEŻ: Białoruskie śmigłowce nad Polską. Zwykły błąd, czy prowokacja?

Wagnerowcy uderzą z Białorusi… po cichu?

Rozbudzające wyobraźnię narracje o “inwazji Grupy Wagnera” na Polskę jakie przez wiele dni zajmowały główne miejsce w polskich mediach można traktować jedynie w sferze teoretycznych rozważań. Obecnie, po pozbawieniu najemników niemal całego ciężkiego sprzętu jakim dysponowali przed buntem Prigożyna, przeprowadzenie takiej operacji samodzielnie przez Wagnerowców nie jest możliwe nawet teoretycznie. Jednak pomimo braku możliwości zagrożenia polskiej armii w pełnoskalowym starciu Wagnerowcy nadal mogą stanowić dla Rzeczpospolitej bardzo duże zagrożenie.

Napięte relacje między Warszawą i Mińskiem, agresywna retoryka Rosji względem Zachodu oraz dążenie do zemsty ze strony Łukaszenki zwiększają ryzyko ataku z terytorium Białorusi. Najemnicy Grupy Wagnera wyspecjalizowali się w działaniach hybrydowych, które przez dekadę wykonywali na rzecz Kremla w różnych zakątkach świata. Chociaż w polskich mediach zaskakująco konsekwentnie utrzymuje się narrację o Wagnerowcach jako pospolitych przestępcach, nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością.

Najemnicy Prigożyna rzeczywiście wielokrotnie dopuszczali się zbrodni na cywilach i żołnierzach (nie tylko na Ukrainie), jednak prócz barbarzyństwa wykazywali się też sporą skutecznością w walce – szczególnie w działaniach o charakterze hybrydowym. Pospolici przestępcy jakich rekrutowano do roli mięsa armatniego w czasie inwazji na Ukrainę nigdy nie tworzyli trzonu tej organizacji. Pomimo bardzo dużych strat poniesionych na ukraińskim froncie z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że na Białorusi znaleźli się przede wszystkim najbardziej doświadczeni kontraktorzy.

Zgodnie z upublicznionymi informacjami działająca na rzecz Rosji siatka szpiegowska rozbita przez ABW pozyskiwała informacje m.in. o obiektach strategicznych. Nie jest to zaskoczeniem, ponieważ takie operacje prowadzono przeciwko Polsce na długo przed otwartą inwazją na Ukrainę. Znamienne, że rosyjska propaganda wielokrotnie wzywała do ataków na polską infrastrukturę związaną m.in. z dostawami broni i zaopatrzenia dla Kijowa. Istnieje duże ryzyko, że “użytek” z tych informacji mogą zrobić na polecenie Moskwy najemnicy. W jaki sposób mieliby dostać się na polskie terytorium?

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wmieszanie się w tłum migrantów na granicy z Białorusią. Wówczas, np. w ramach kolejnej prowokacji na granicy obejmującej starcia z polskimi funkcjonariuszami lub jednoczesne przekroczenie granicy w wielu miejscach, mogliby niepostrzeżenie przeniknąć w głąb polskiego terytorium. Istnieje jednak ryzyko bardziej “wyrafinowanych”, a zarazem bardziej niebezpiecznych działań. Np. przerzucenia Wagnerowców na pokładzie śmigłowców, naruszających polską przestrzeń powietrzną. Przerzucenie najemników przez najlepiej chroniony odcinek granicy wydatnie utrudniłoby ich likwidację oraz zwiększyło szansę na skuteczne wykonanie powierzonych zadań.

Najnowsze artykuły

Duda i Tusk w Białym Domu. Jaki był prawdziwy cel wizyty?

Czy wizyta Andrzeja Dudy i Donalda Tuska miała wyłącznie kurtuazyjny charakter?

12 marca 2024 roku Prezydent i Premier Rzeczypospolitej udali się do Waszyngtonu na zaproszenie Joe Bidena. Oficjalnie celem wizyty było upamiętnienie 25 rocznicy dołączenia Polski do NATO oraz potwierdzenie amerykańskiego zaangażowania w kontekście trwającej rosyjskiej napaści na Ukrainę. Czy wizyta…