Czy zachodnie czołgi dla Ukrainy przesądzą o wyniku wojny?

Czy czołgi Leopard 2A4 trafią na front? Broń dla Ukrainy dostarczana przez Zachodu do tej pory nie obejmowała zachodnich czołgów podstawowych.

Chociaż Ukrainie udało się zatrzymać napierających Rosjan i rozpocząć odbijanie utraconych terenów droga do zwycięskiego zakończenia wojny pozostaje daleka. Jednym z kluczowych systemów uzbrojenia niezbędnych do skutecznej walki z Rosjanami są pojazdy pancerne, dlatego Kijów coraz intensywniej zabiega o zachodnie czołgi dla Ukrainy. Bez uzupełnienia strat w posowieckim sprzęcie dalsze prowadzenie wojny może okazać się niemożliwe.

Czołgi dla Ukrainy i jej armii mają równie duże znaczenie jak nowoczesny system obrony przeciwlotniczej. Ich obecność na froncie w połączeniu ze skutecznymi ostrzałami artyleryjskimi umożliwia szybkie załamywanie rosyjskich natarć. W obliczu spodziewanej rosyjskiej ofensywy, która najprawdopodobniej będzie przygotowana znacznie lepiej niż pierwsza faza „operacji specjalnej” z lutego ubiegłego roku państwa Zachodu coraz przychylniej patrzą na artykułowane od miesięcy przez Ukrainę prośby o dostarczenie nowoczesnych zachodnich wozów, takich jak np. Leopard 2. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tym, aby przekazać Kijowowi ciężki sprzęt jest oczekiwane włączenie się do wojny Białorusi.

Wdrożenie zachodniego sprzętu finalnie uprości też logistykę oraz zwiększy gotowość bojową ukraińskich brygad pancerny, a konieczność całkowitego przezbrojenia Ukraińców na sprzęt w standardzie NATO jest jedynie kwestią czasu. Nic nie wskazuje na to, aby konflikt miał się skończyć w ciągu najbliższych miesięcy, zaś wykorzystywane uzbrojenie jest coraz bardziej zużyte. Problem ten dotknie wielu obszarów – potrzebne będą nie tylko czołgi, ale także samoloty, śmigłowce, okręty i inne zaawansowane uzbrojenie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Atak nuklearny na Ukrainę – nowe groźby Putina?

Renesans czołgów. Jak potyczki pancerne na ukraińskich stepach wpływają na perspektywy rozwoju wojsk lądowych?

Zmierzch broni pancernej wieszczono już w momencie wprowadzenia do służby pierwszej generacji kierowanych pocisków przeciwpancernych. Później rolę czołgów na polu walki miało zmarginalizować pojawienie się śmigłowców szturmowych oraz samolotów pola walki wyposażonych w nowoczesne rakiety naprowadzane laserem. Obrazki z Pustynnej Burzy zdawały się być potwierdzeniem tych, jak się wydawało, śmiałych tez. Również w czasie walk miejskich pozbawione wsparcia piechoty czołgi są praktycznie bezbronne, stając się łatwym łupem dla przeciwnika. Przekonali się o tym boleśnie m.in. Amerykanie w czasie drugiej inwazji na Irak w 2003 roku. Wówczas czołgi Abrams w zasadzkach padały ofiarami pamiętających czasy Związku Radzieckiego granatników i wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych. Amerykańskie straty gwałtownie wzrosły w czasie późniejszych potyczek z irackimi partyzantami.

Jak Feniks z popiołów…

Dlaczego zatem czołgi dla Ukrainy są tak cenne, pomimo dysponowania znaczną liczbą nowoczesnych systemów przeciwpancernych? Inwazja Rosji na swojego sąsiada jest pierwszym konfliktem od czasu II Wojny Światowej podczas którego dochodzi do starć pancernych na dużą skalę. Co równie istotne naprzeciwko siebie stają przeciwnicy o porównywalnych możliwościach bojowych, a żadna ze stron nie dysponuje przewagą w powietrzu. Na dodatek Kijowowi brakuje samolotów i śmigłowców zdolnych do przenoszenia broni precyzyjnej, natomiast Rosjanie zderzają się ze ścianą dobrze przygotowanej obrony przeciwlotniczej i dużego nasycenia ukraińskich jednostek przenośnymi zestawami przeciwlotniczymi.

Powyższe sprawia, że czołgi mają niespotykaną od dekad swobodę działania, przeżywając na ukraińskim froncie prawdziwy renesans. I chociaż od miesięcy świat obiegają filmy ze skutecznego wykorzystania broni przeciwpancernej, dziesiątkującej rosyjskie kolumny, nie jest ona w stanie całkowicie zastąpić własnych wozów opancerzonych. Szczególnie w przypadku konieczności powstrzymywania zmasowanych ataków, nierzadko wspieranych przez dziesiątki wrogich pojazdów. Zagrożenie ze strony sił pancernych, choć z dużym opóźnieniem, dostrzeżono również w Polsce. Wnioski do jakich doszli polscy decydenci na podstawie doświadczeń płynących z wojny na Ukrainie zaowocowały przyspieszeniem wyboru nowych czołgów oraz rakietowych niszczycieli czołgów nowej generacji.

Z tego powodu zapotrzebowanie na ciężki sprzęt jest wysokie i będzie stale rosło, wraz z ponoszonymi przez Ukrainę stratami oraz wzrostem liczebności jej armii, obejmującym formowanie kolejnych brygad pancernych. Konieczność zapewnienia swojej armii systematycznego powiększania parku maszynowego zmusza Kijów do poszukiwania nowych źródeł dostaw. Stąd też coraz silniejsze naciski, aby pomoc militarna dla Kijowa zawierała również zachodnie czołgi.

PRZECZYTAJ TEŻ: Ukraina w UE w zamian za ustępstwa terytorialne?

Leopard 2 – nowa pancerna pięść Ukrainy?

W obliczu coraz trudniejszej sytuacji na froncie, potencjalnego wznowienia ofensywy oraz problemów z utrzymaniem w służbie posiadanego sprzętu trwają bardzo ożywione dyskusje na temat zakresu dalszej pomocy dla walczącej Ukrainy. Kijów już wcześniej prosił swoich partnerów o przekazanie sprzętu pancernego. Szczególne zainteresowanie wzbudziły m.in. czołgi Abrams, które jego zdaniem pomogłyby w osiągnięciu przewagi nad mniej zaawansowanymi konstrukcjami rosyjskimi. Amerykanie jednak nie przychylili się do próśb o przekazanie swoich najnowocześniejszych wozów. Drugim z typów maszyn, jaki w swoich wojskach lądowoych chętnie widzieliby ukraińscy wojskowi są czołgi Leopard 2. Tutaj natrafiono jednak na opór Berlina, który od początku inwazji odmawiał Ukrainie dostaw zaawansowanej broni, szczególnie „ofensywnej”.

Sytuacja Niemiec jest jednak bardziej skomplikowana niż sytuacja w jakiej znalazły się USA. Inaczej niż czołgi Abrams, Leopardy 2 są w tej chwili najpopularniejszym z (zachodnich) typów czołgów na świecie. Kilkunastu użytkowników dysponuje ponad 2000 sprawnych wozów tego typu. Kilku spośród nich zadeklarowało chęć przekazania pojazdów ze swoich zasobów. Jednak, aby stało się to możliwe, na taki transfer wyrazić musi zgodę państwo producenta. W ten sposób Niemcy, którzy sami wcześniej warunkowali zgodę przyłączeniem się do inicjatywy innych państw, zostali niejako przyparci do muru. Tym bardziej, że naciski zaczęły się pojawiać już nie tylko ze strony Ukraińców, ale również innych państw zainteresowanych wspieraniem Kijowa, chcących przekazać wozy opancerzone tak szybko jak to możliwe. Nieoczekiwanie okazało się, że w gronie potencjalnych „pancernych darczyńców” rzekomo znajduje się też… Polska. Czy zachodnie czołgi dla Ukrainy faktycznie będę pochodzić również z zasobów Wojska Polskiego?

Polskie czołgi dla Ukrainy to nie fake news?

Pierwsze pogłoski na temat możliwości przekazania pewnej puli posiadanych przez nasz kraj czołgów pojawiły się już kilka tygodni temu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ponieważ Warszawa już wcześniej podarowała Kijowowi kilkaset swoich pojazdów pancernych. Tym razem jednak miało chodzić nie o sprzęt poradziecki (lub powstały na jego bazie), ale wozy proweniencji zachodniej. Dlaczego polskie czołgi Leopard 2 miałyby się znaleźć na Ukrainie? Źródła przekazujące te sensacyjne informacje powoływały się na gigantyczne zamówienia jakie w zeszłym roku złożyło polskie MON. A te rzeczywiście były imponujące – jeżeli Polska zdecyduje się na zrealizowanie pełnego zamówienia na jej stanie znajdzie się ponad 1400 wozów. Chodzi o czołgi Abrams oraz K2 w różnych odmianach.

Wiadomość o możliwym przekazaniu posiadanych czołgów przez Polskę pojawiła się powtórnie kilka dni temu. Tym razem podano nawet liczbę wozów jakie miałaby otrzymać Ukraina. A chodzić miało o… wszystkie czołgi Leopard 2A4 i 2A5 jakimi dysponują Wojska Lądowe (włącznie z tymi modernizowanymi do standardu PL). Medialne doniesienia zostały jednak bardzo szybko zdementowane przez polskie władze. O ile przedstawiciele rządu potwierdzili, że ciężka broń dla Ukrainy faktycznie zostanie przez Polskę przekazana, to jednak w żadnym wypadku nie ma mowy o transferze całego parku maszynowego – w rzeczywistości może chodzić o kilka lub najwyżej kilkanaście czołgów (najczęściej mówi się o 14 maszynach). Co więcej Warszawa stawia jasny warunek – czołgi przekaże jedynie wówczas, jeżeli na podobny krok zdecydują się inni partnerzy.

Koalicja chętnych – kto może (i chce) przekazać czołgi dla Ukrainy?

Obecnie ukraińska armia wykorzystuje jedynie maszyny poradzieckie oraz zdobyte na Rosjanach. Coraz większym problemem staje się jednak utrzymanie ich w sprawności. Kurczące się zasoby części zamiennych i amunicji oraz ponoszone straty sprawiają, że zachodnie czołgi są jedyną możliwością dla kontynuowania dalszej walki. Z tego względu Kijów coraz intensywniej zabiega o nowoczesny sprzęt tego typu, taki jak Abramsy, czy wozy z rodziny Leopard 2.

Bez wątpienia niemieckie czołgi dla Ukrainy byłyby nieocenionym wsparciem. Wydaje się też, że zachodni partnerzy są coraz bliżsi osiągnięcia konsensusu w tej sprawie. Otwartym pozostaje natomiast pytanie, czy za politycznymi deklaracjami pójdą też konkretne czyny. Nie ma wątpliwości co do tego, że na wzmocnienie ukraińskiej armii i jej przygotowanie do kolejnego zmasowanego uderzenia pozostało niewiele czasu. Stąd coraz intensywniejsze próby ustalenia konkretnej liczby wozów, jakie mogłyby przekazać poszczególne kraje. Jak wspomniano już powyżej, europejscy użytkownicy eksploatują ogromną liczbę Leopardów 2. Pytanie jednak brzmi nie kto może, ale kto chce przekazać swoje pojazdy. I tutaj kwestia wsparcia Ukrainy ciężkim sprzętem zderza się ze ścianą interesów poszczególnych państw…

Użytkownicy nastawieni sceptycznie…

Głównym dostawcą powinien być kraj producenta oraz główny użytkownik, czyli Niemcy. Niestety Berlin od początku rosyjskiej inwazji nie tylko niechętnie dostarcza broń z własnych zapasów, ale również robi wiele, aby zablokować inicjatywy innych państw. Dlaczego? Wynika to przede wszystkim z przyczyn politycznych – wizja partnerskiej współpracy z Rosją jest nadal bardzo silna w kręgach niemieckich i francuskich decydentów.

Oddzielną kwestią są natomiast potrzeby i możliwości niemieckich wojsk lądowych. Biorąc pod uwagę fatalny stan w jakim znajduje się Bundeswehra, prócz kwestii politycznych przekazanie niemieckich czołgów powstrzyma też najpewniej zimna kalkulacja związana z zachowaniem własnego potencjału. W związku z powyższym można założyć, że jedyne co uda się wymusić na tamtejszych władzach europejskim partnerom to wydanie formalnej zgody na transfer samych maszyn.

Innym z dużych użytkowników niemieckich czołgów jest Turcja. Sęk w tym, że stojący na jej czele Erdogan prowadzi bardzo elastyczną politykę zagraniczną oraz nie kryje swoich mocarstwowych ambicji. Co za tym idzie Turcja nie ma interesu w tym, aby dostarczyć zaawansowaną, ciężką broń dla Ukrainy. Wpłynęłoby to bowiem na pogorszenie jej relacji z Rosją, które (mimo członkostwa w NATO) stara się utrzymać na poprawnym poziomie. Dodatkowym argumentem przeciwko uszczupleniu zasobów własnych sił zbrojnych jest nasilający się konflikt z Grecją. Z tego samego powodu przekazaniem części swoich wozów nie będą też zainteresowane Ateny, posiadające zbliżoną do Turków liczbę Leopardów 2. Inicjatywy nie poprze też bez wątpienia Szwajcaria, pielęgnująca swoją tradycję neutralności, ani – z przyczyn politycznych – Austria i Węgry.

Niemoc Czech i Słowacji

Wśród potencjalnych dostawców wymienia się też niekiedy Czechy i Słowację. Nie wiadomo jednak co miałyby przekazać Ukrainie te państwa, ponieważ przeznaczone dla nich w ramach niemieckiego programu Ringtausch (zastąpienie podarowanego Ukrainie sprzętu sowieckiego jego zachodnimi odpowiednikami używanymi przez Bundeswehrę; w rzeczywistości realizacja projektu napotyka na ogromne problemy) czołgi Leopard 2A4 jeszcze do nich nie dotarły. Zresztą nawet gdyby tak się stało, jest mało prawdopodobne, aby przekazały je swojemu sojusznikowi – wcześniej bowiem podarowały Ukraińcom wszystkie posiadane czołgi poradzieckie. Taka decyzja oznaczałaby więc de facto likwidację ich sił pancernych, które już dzisiaj istnieją głównie na papierze.

PRZECZYTAJ TEŻ: Przesmyk suwalski przyczyną bólu głowy NATO?

… oraz bardziej przychylnie

Największymi entuzjastami wzmacniania Kijowa w zakresie broni pancernej są Polska oraz państwa nordyckie. Duże możliwości w zakresie “podzielenia się” swoimi pojazdami mają Polska, Szwecja oraz Finlandia – łącznie dysponują one ponad 600 Leopardami 2. Nie wiadomo jednak, jaka część z nich znajduje się w aktywnej służbie, a jaka pełni funkcję źródła części zamiennych. Wiadomo na pewno, że część Leopardów 2A4 polskich Wojsk Lądowych przechodzi modernizację do standardu Leopard 2PL i z tego powodu będzie niedostępnych do ewentualnego transferu. Z nieformalnych informacji wynika, że wspomniane kraje zdecydowały się wstępnie na odstąpienie maksymalnie 60-70 własnych czołgów.

Potencjalnie wsparcia mogłaby udzielić też Hiszpania. Ma ona na stanie ponad 300 wozów, w tym ponad 200 w wersji 2A6 i 100 w starszym wariancie 2A4. Przedmiotem donacji byłby zapewne ostatni z wymienionych wariantów, co zresztą pomogłoby w unifikacji przekazywanych wozów z innymi państwami. Niestety Madryt który pierwotnie wyrażał wolę włączenia się w pomoc dla Ukrainy obecnie zaczyna wysyłać sprzeczne sygnały. Trudno przewidzieć jaka będzie ostateczna decyzja tamtejszych władz i czy Hiszpanie przekażą swoje czołgi dla Ukrainy.

Wozy mogłyby też potencjalnie przekazać Dania, Norwegia oraz – wyróżniająca się sporą mniejszością ukraińską zamieszkującą jej terytorium – Kanada. Jednak siły pancerne tych państw są zdecydowanie mniej liczebne, niż partnerów wymienionych wcześniej – każde z nich ma po kilkadziesiąt Leopardów 2 (ok. 50-60). Mimo to liczba przekazywanych pojazdów może być znacząca – o ile Kanada wyraża gotowość do przekazania kilkunastu czołgów, to Dania i Norwegia rozważają odstąpienie wszystkich posiadanych pojazdów.

Czołgi dla Ukrainy muszą dotrzeć na czas i… w odpowiedniej ilości

Jeżeli uda się wypracować porozumienie, to broń dla Ukrainy wysłana w ramach nowego pakietu pomocy może zawierać również czołgi. Maszyny będą najprawdopodobniej pochodzić z kilku armii europejskich, w tym m.in.: polskiej, norweskiej, szwedzkiej, oraz fińskiej. Niestety nawet w tym korzystnym dla Kijowa wariancie sukces będzie połowiczny. Oznacza to bowiem, że o ile ambitny plan przekazania Kijowowi całej brygady (ok. 100 sztuk) czołgów Leopard 2 zakończy się powodzeniem, o tyle nie rozwiąże on problemu przezbrajania i rozbudowy ukraińskich sił pancernych. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że sami Ukraińcy oszacowali swoje potrzeby na przynajmniej 300 czołgów. Tyle tylko, że szacunki te poczyniono przed przygotowaniami Rosjan do przeprowadzenia kolejne ofensywy na dużą skalę… Dlatego bez wielkiej przesady można stwierdzić, że zachodnie czołgi dla Ukrainy okażą się jednym z kluczy do zwycięstwa lub klęski – wszystko będzie zależało od liczby pojazdów jakie trafią na ukraiński front.

To nie jedyny problem związany z potencjalną dostawą czołgów Leopard 2. Mówiąc o liczbach należy bowiem pamiętać o tym, iż pula dostępnych (nadających się do walki) czołgów będzie stopniowo spadać. Wielu napraw nie da się przeprowadzić w warunkach polowych – czołgi będą musiały trafić do producenta. Bez zgody Berlina, odmawiającego wsparcia ich eksploatacji i dostaw części zamiennych, gdy wozy zostaną poważnie uszkodzone staną się praktycznie bezużyteczne. Nawet jeżeli “darczyńcy” razem z pojazdami dostarczą znaczne zapasy części zamiennych i wsparcie merytoryczne… Innymi słowy nawet jeżeli uda się przeforsować opór Niemiec lub przekazać wozy bez jego zgody, może się to okazać jedynie rozwiązaniem doraźnym.

Jaką broń pancerną Ukrainie mogą przekazać państwa zachodnie?

Powyższe wyzwania generowane przez niejednoznaczną postawę Berlina, którego polityczne ścieżki wydają się coraz bardziej rozbieżne z jego zachodnimi partnerami oraz poruszone wcześniej problemy z dalszą eksploatacją i utrzymaniem czołgów o sowieckim rodowodzie zmuszają Ukraińców do poszukiwania innych kierunków dostaw.

Co ciekawe alternatywą dla Leopardów 2 mogłyby być nie tylko czołgi Abrams, stare Leopardy 1 lub skupowane z “wolnego rynku” maszyny poradzieckie. Europejski przemysł obronny może się poszczycić kilkoma mniej znanymi typami wozów, jakie mogłyby zasilić ukraińską armię. Są one wynikiem prac prowadzonych przez państwa, które nie zdecydowały się na zakup sprzętu z Niemiec, ani modernizowanie starych wozów amerykańskich. Opracowały one własne pojazdy, które służbę rozpoczynały zwykle we wczesnych latach 90. XX wieku. W Europie Zachodniej są to Włochy (Ariete), Francja (Leclerc) i Wielka Brytania (Challenger 2). Jakim potencjałem dysponują wspomniane czołgi oraz na ile prawdopodobne może być ich przekazanie walczącym Ukraińcom?

Czołgi odgrywają ważną rolę na ukraińskich polach bitew. Chociaż rosyjskie straty w sprzęcie pancernym są zdecydowanie wyższe niż ponoszone przez Ukraińców, Kijów również traci wiele maszyn. Do tej pory jego straty oszacowano na ok. 600 maszyn. To dlatego pancerna broń dla Ukrainy płynąca z Zachodu może zaważyć o wyniku wojny. /Zdjęcie: Serhii Bondarchuk

C1 Ariete

Jednym z krajów który zlecił opracowanie czołgu własnej zbrojeniówce były Włochy – zadanie powierzono firmom Iveco, FIAT i OTO Melara. Celem programu było opracowanie spełniającego standardy nowoczesnego pola walki następcy starzejących się czołgów Leopard 1. Prace nad nowym wozem rozpoczęto w pierwszej połowie lat 80., zaś pierwsze prototypy zbudowano w 1988 roku. Projekt napotykał na liczne problemy, w efekcie czego dostawy seryjnych egzemplarzy rozpoczęły się dopiero w 1995 roku. Obecnie Włoskie siły zbrojne mają na stanie ok. 200 egzemplarzy tych czołgów, z których część ma przejść modernizację.

Biorąc pod uwagę trwający program ich unowocześniania oraz zaktualizowane kierunki rozwoju włoskiej armii jest mało prawdopodobne, aby czołgi te trafiły na Ukrainę. Tym bardziej, że prócz kwestii związanych z zabezpieczeniem potrzeb własnych sił zbrojnych nie sprzyja temu również atmosfera polityczna. Pomimo oficjalnego, przychylnego Ukrainie stanowiska, znaczna część włoskich elit prezentuje postawy skrajnie nacjonalistyczne i jest zainteresowana utrzymaniem jak najlepszych relacji z Rosją. Nawet kosztem napadniętego państwa i spójnej polityki w ramach NATO-UE.

Leclerc

Na skonstruowanie własnego czołgu zdecydowali się również Francuzi. Taka decyzja nie była żadnym zaskoczeniem, ponieważ wpisywała się w pielęgnowaną od dekad doktrynę maksymalnego uniezależniania się w zakresie dostaw uzbrojenia od państw trzecich. Przygotowana przez francuskich inżynierów koncepcja zakładała położenie szczególnego nacisku na “aktywną” ochronę kosztem opancerzenia. Wysoką przeżywalność na polu walki miała zapewniać kombinacja dużej ruchliwości i zaawansowanego systemu kierowania ogniem. Pozwoliło to na zachowanie stosunkowo niewielkiej masy (zbliżonej do C1 Ariete – ok. 55 ton), jednak kosztem opancerzenia. Warto zauważyć, że francuski program przebiegał znacznie sprawniej niż jego włoski odpowiednik – od momentu formalnego rozpoczęcia prac do opuszczenia linii produkcyjnej przez pierwszy czołg minęły zaledwie cztery lata.

Obecnie francuskie wojska lądowe posiadają na stanie ponad 200 pojazdów tego typu. W obliczu “kryzysu pancernego” związanego z blokowaniem dostawy czołgów Leopard 2A4 przez Niemcy Francuzi rozważają przekazanie własnych pojazdów Ukrainie. Pojawiają się jednak sygnały, że wspomniana deklaracja ma być jedynie elementem nacisków na Berlin w sprawie udzielenia zgodny na przekazanie niemieckich czołgów. Paryż oświadczył bowiem, że chce aby broń dla Ukrainy obejmowała również czołgi i nie wyklucza dostaw własnych maszyn. Jednocześnie jasno zaznacza, iż musi się to odbyć w sposób który nie doprowadzi do eskalacji konfliktu. Zdaniem obserwatorów stanowi to element politycznej gry w wykonaniu Francuzów.

Challenger 2

Wielka Brytania opracowała swoje Challangera 2 na podstawie jego poprzednika, Challengera 1. Inaczej niż czołgi włoski i francuski, wóz brytyjski jest znacznie cięższy – jego masa bojowa dochodzi do 70 ton (z modułami dodatkowego opancerzenia). Inne założenia przyjęli też inżynierowie w czasie prac projektowych, decydując się na konserwatywne rozwiązanie kwestii ochrony, czyli maksymalną rozbudowę opancerzenia. Z ponad 400 wyprodukowanych od 1993 roku na potrzeby tamtejszych sił zbrojnych czołgów w służbie pozostaje nieco ponad 200.

W przypadku brytyjskich czołgów (oraz – armatohaubic AS90) poważne wątpliwości budzi natomiast ich realna wartość bojowa. Brytyjski przemysł zbrojeniowy, pomimo wielu prób, nie był w stanie poradzić sobie ze zmodernizowaniem Challanger-ów 2. W efekcie powyższego doszło do współpracy z niemieckim Rheinmetallem, który będzie odpowiedzialny za przeprowadzenie większości kluczowych prac. Utrata kompetencji w zakresie samodzielnego rozwijania broni pancernej oznacza nie tylko kłopoty z tworzeniem zupełnie nowych pojazdów, ale może też komplikować proces utrzymania eksploatowanych obecnie.

Ma to niebagatelne znaczenie w przypadku pełnoskalowego konfliktu zbrojnego o dużej intensywności, jakim jest wojna na Ukrainie. Brak możliwości szybkiego przywracania maszyn do walki oraz jeszcze mniejsze możliwości wprowadzania ewentualnych modyfikacji same w sobie ograniczają ich przydatność. Dlatego pomimo zadeklarowania przez Brytyjczyków przekazania kompanii swoich czołgów podobnie jak w przypadku Francuzów należy to postrzegać raczej jako manifest polityczny i próbę zwiększenia nacisku na Niemcy, niż realną pomoc.

Jakie zachodnie czołgi dla Ukrainy mogą być rozsądną alternatywą dla Leopardów 2?

Czołgi Abrams to jedne z najnowocześniejszych dostępnych na rynku czołgów podstawowych. Jego eksploatacja jest jednak bardzo wymagająca i kosztowna. Niestety aktualnie to jedyna racjonalna alternatywa dla niemieckich czołgów Leopard 2.

Jak wynika z powyższego możliwości nasycenia ukraińskiej armii nowoczesnymi wozami zachodniego pochodzenia są dość ograniczone. Pomimo teoretycznej dostępności maszyn innych typów, w praktyce wybór ogranicza się do dwóch konstrukcji – niemieckiej i amerykańskiej. Jeżeli na Ukrainę nie dotarłyby Leopardy 2 to jedyną konstrukcją dostępną w rozsądnych ilościach możliwą do dostarczenia staną się Abramsy. Pokrywa się to zresztą z oczekiwaniami strony ukraińskiej, która prócz Leopardów 2A4 (lub nowszych) najchętniej widziałaby w swoich siłach zbrojnych czołgi Abrams.

Chociaż Amerykanie do tej pory nie przychylili się do próśb Kijowa, nie wykluczają takiej możliwości w przyszłych pakietach wsparcia. Aktualnie nie wiadomo jednak ani kiedy mogłyby zostać przekazane amerykańskie wozy, ani jaką wersję będą reprezentować. Zapewne nie będą to jednak Abramsy w najnowszych wariantach – nie tylko z powodu zapotrzebowania amerykańskiej armii, ale również ze względu na niejawne elementy ich konstrukcji. Przechwycenie wozów przez Rosjan mogłoby im bowiem pozwolić na wypełnienie luk technologicznych w wielu kluczowych dziedzinach, co naraziłoby państwa NATO na utratę przewagi technologicznej w przypadku ewentualnej eskalacji. Niemniej nawet starsze i mniej zaawansowane wersje czołgów tego typu dostarczone Ukrainie byłyby bezcenne dla jej sił zbrojnych.

Nowe czołgi, nowe wyzwania logistyczne

Prócz oczywistych korzyści nowe pojazdy to również cały szereg problemów do rozwiązania. Jednym z nich są wyzwania logistyczne z jakimi wiąże się ich eksploatacja. Doskonałym przykładem potencjalnych kłopotów są właśnie czołgi Abrams. Powodem jest m.in. ich napęd – w odróżnieniu od większości konkurentów napędza je nie silnik Diesla, a turbina gazowa.

Dzięki niej czołg można bez trudu uruchamiać w bardzo niskich temperaturach, co jest niewątpliwą zaletą na ukraińskim teatrze działań. Turbiny cechują się też bardzo dużą mocą, dostępną “od dołu”, tj. nawet na niskich obrotach, radykalnie zwiększającą mobilność wozu. Niestety posiadają też sporo wad, które mogą przeważać nad zaletami.

Silniki te m.in. zużywają ogromne ilości paliwa oraz powietrza, które dodatkowo musi być bardzo czyste, co skutkuje koniecznością częstej wymiany filtrów – jej zaniechanie prowadzi do szybkiego wystąpienia usterek, które grożą unieruchomieniem czołgu. W efekcie powyższego napęd tego rodzaju uchodzi za dość awaryjny, wymagający odpowiedniej kultury technicznej oraz złożonej logistyki. Sprawia też, że Abramsy raczej nie nadają się do serwisowania w warunkach polowych – sytuację dodatkowo komplikuje nie tylko konieczność wysyłania uszkodzonych silników bezpośrednio do producenta (znajdującego się za oceanem), ale również bardzo ograniczone “moce przerobowe” tamtejszych zakładów.

Kłopotliwe może być też serwisowanie skomplikowanej elektroniki wozów oraz regeneracja uszkodzonego opancerzenia, zawierającego wkładki ze zubożonego uranu – one także mogą wymagać interwencji producenta, nawet w przypadku stosunkowo niewielkich zniszczeń. Czołgi Abrams posłużyły jako przykład, jednak tak samo wymagające jest utrzymanie w sprawności każdego nowoczesnego wozu pancernego. Tymczasem w ciągu niespełna roku walk ukraińska armia utraciła w walce ok 600 czołgów, co doskonale obrazuje skalę potencjalnego problemu…

Nowoczesne czołgi dla Ukrainy – kluczowe wsparcie w kluczowym momencie?

Po roku walk wojna na Ukrainie zdaje się wchodzić w decydującą fazę. Do tej pory, z różnych przyczyn, skala wsparcia udzielanego Kijowowi przez jego partnerów była znacznie mniejsza od realnych możliwości. Na szczęście obecnie, pomimo wielu rozbieżnych interesów i punktów widzenia, zachodni liderzy są coraz bliżsi znalezienia porozumienia i zwiększenia wysiłków na rzecz walczących.

Wszystko wskazuje na to, że początkowo na Ukrainę dotrą pojazdy dwóch typów – Challanger 2 oraz Leopard 2. Przekażą je Polska, Szwecja, Finlandia oraz Wielka Brytania. Pozostaje mieć nadzieję, że za nimi pójdą inni, na czele z wciąż wahającymi się Niemcami. Co ważne nie jest to jedyna dobra wiadomość dla Kijowa. W kuluarach coraz głośnie zaczyna się też mówić o tym, że na Ukrainę trafią czołgi Abrams – zamiast lub obok maszyn z Niemiec.

Dzięki temu, z wielomiesięcznym opóźnieniem, na wyposażeniu ukraińskiej armii znajdzie się w końcu ważny sprzęt – zachodnie czołgi. Uzbrojenie bezcenne w obliczu nadchodzącej, rosyjskiej ofensywy. Zdaniem ekspertów decyzje zapadły w ostatnim, kluczowym dla dalszych losów wojny momencie. Bez zwiększenia pomocy militarnej ze strony swoich sojuszników Ukraina nie będzie bowiem w stanie wygrać wojny.

Dlaczego jeden z kluczowych dla Ukraińców systemów uzbrojenia, który mógł odwrócić losy wielu wcześniejszych bitew, zasili jej armię tak późno? Prócz politycznych rozgrywek jednym z kluczowych czynników opóźniających przekazanie czołgów była obawa o ryzyko eskalacji. Chociaż zachodnia broń dla Ukrainy od miesięcy płynie dość szerokim strumieniem, dostawę czołgów podstawowych postrzegano jako prowokowanie Moskwy. Pozostaje żałować, że Zachód nie czuł się sprowokowany, gdy kolejni ukraińscy cywile ginęli w rosyjskich bombardowaniach i katowniach.

Najnowsze artykuły

Duda i Tusk w Białym Domu. Jaki był prawdziwy cel wizyty?

Czy wizyta Andrzeja Dudy i Donalda Tuska miała wyłącznie kurtuazyjny charakter?

12 marca 2024 roku Prezydent i Premier Rzeczypospolitej udali się do Waszyngtonu na zaproszenie Joe Bidena. Oficjalnie celem wizyty było upamiętnienie 25 rocznicy dołączenia Polski do NATO oraz potwierdzenie amerykańskiego zaangażowania w kontekście trwającej rosyjskiej napaści na Ukrainę. Czy wizyta…