Brak nowoczesnych samolotów bojowych jest jedną z największych bolączek ukraińskiej armii od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji. Wiele wskazuje na to, że po miesiącach dyplomatycznej stagnacji jesteśmy coraz bliżej przełomu i pomoc militarna dla Kijowa obejmie również zachodnie samoloty wielozadaniowe. Do tej pory przekazanie F-16 dla Ukrainy zadeklarowało kilka państw NATO.
Od 2022 roku sojusznicy wspierają zdolności obronne ukraińskiej armii w różnych obszarach. Niestety zachodnia pomoc w bardzo ograniczonym zakresie objęła wzmocnienie możliwości bojowych tamtejszego lotnictwa. W praktyce sprowadziła się ona jedynie do przekazania niewielkiej liczby poradzieckich samolotów oraz zintegrowania kilku typów broni precyzyjnej z maszynami znajdującymi się na stanie ukraińskich sił powietrznych. Tymczasem skuteczna obrona Ukrainy przed rosyjskim agresorem stała się trudniejsza m.in. ze względu na topniejący potencjał ukraińskiego lotnictwa.
Większość państw NATO uznawała do tej pory przekazanie samolotów wielozadaniowych za jedną z tzw. “czerwonych linii”. Dotyczyło to przede wszystkim zachodnioeuropejskiej części Paktu obawiającej się ryzyka sprowokowania takim posunięciem niekontrolowanej eskalacji ze strony Kremla. Z tego powodu dostarczenie Ukrainie zachodnich samolotów bojowych było jednym z najgorętszych i wzbudzających największe kontrowersje zagadnień od czasu rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej agresji na ten kraj.
Do przełomu w tej kwestii doszło kilka miesięcy temu. Jeszcze przed wakacjami zapowiadano, że pierwsze samoloty wielozadaniowe mogą zasilić armię naszego wschodniego sąsiada już jesienią. Obecnie mówi się dość enigmatycznie o “pierwszym półroczu 2024 roku”. Co skłoniło sojuszników do zerwania z lotniczym “tabu”? Paradoksalnie jednym z czynników mających wpływ na zmianę narracji jest… możliwość eskalacji i objęcia działaniami wojennymi państw Europy Środkowej i Zachodniej. Ryzyko przełamania ukraińskiej obrony przez wojska Moskwy oraz jej coraz agresywniejsza retoryka umacniają przekonanie, że Putin może nie zatrzymać się na Ukrainie w przypadku jej klęski.
F-16 dla Ukrainy będą cenniejsze niż HIMARS-y?
Rola nowych maszyn nie ograniczy się do walki z rosyjskim lotnictwem i pociskami manewrującymi – wbrew nazwie myśliwce taktyczne wykonują zdecydowanie szerszy wachlarz zadań bojowych. W przypadku Ukrainy obejmie on zapewne m.in. misje wsparcia pola walki oraz wykonywanie uderzeń za linią wroga. Dla ukraińskiej armii niezwykle istotne będzie przede wszystkim wzmocnienie zdolności w pierwszym z tych obszarów – brak nowoczesnych samolotów uznaje się za jedną z kluczowych przyczyn niepowodzenia ukraińskiej kontrofensywy. Przełamywanie dobrze umocnionych rosyjskich linii przy braku osłony i wsparcia z powietrza okazało się niezwykle trudne, a niekiedy wręcz niemożliwe. Tymczasem kurcząca się flota maszyn odziedziczonych po ZSRR nie pozwalała na skuteczne zabezpieczenie działania jednostek lądowych – zarówno ze względu na ich wiek, rosnące problemy z utrzymaniem gotowości bojowej, jaki i ograniczone możliwości uzupełniania ponoszonych strat. Kłopotów nastręcza też dostępność uzbrojenia – zapasy posowieckich rakiet i bomb zostały w znacznej mierze wykorzystane, co dotyczy szczególnie uzbrojenia kierowanego.
Ukraińskie lotnictwo ma też bardzo skromne możliwości w zakresie niszczenia celów o znaczeniu strategicznym za linią frontu. Z powietrza cele na rosyjskich tyłach można atakować jedynie przy wykorzystaniu pocisków manewrujących SCALP/Storm Shadow, do przenoszenia których przystosowano część Su-24. Tymczasem o kluczowej roli takich zdolności świadczy wpływ przekazanych przez Zachód wyrzutni HIMARS na przebieg walk. Po zniszczeniu rosyjskiej logistyki ofensywa Moskwy została w praktyce wstrzymana na wiele tygodni, dając Ukraińcom wytchnienie i czas na przegrupowanie własnych sił. Co ważne nowe samoloty bojowe pozwoliłyby na wykorzystanie innych, tańszych i łatwiej dostępnych, systemów precyzyjnego uzbrojenia. Umożliwi to oszczędzanie i wykorzystanie bezcennych pocisków manewrujących wyłącznie do atakowania najbardziej wartościowych celów setki kilometrów za linią wroga. Dlatego w obliczu obecnej, coraz niekorzystniejszej sytuacji na froncie, dostarczenie F-16 dla Ukrainy może stanowić jeszcze większy przełom, niż przekazanie osławionych HIMARS-ów.
“Polski wątek” w sprawie dostarczenia Ukrainie samolotów uderzeniowych
Z polskiego punktu widzenia szczególnie interesujące w sprawie dostaw samolotów bojowych dla Ukrainy są dwie kwestie. Pierwszą z nich jest pochodzenie samolotów jakie mają trafić na stan ukraińskiego lotnictwa. F-16 dla Ukrainy będą pochodzić z Belgii, Norwegii i Holandii. Ucina to ostatecznie spekulacje o możliwości przekazania Ukrainie polskich F-16, które zelektryzowały opinię publiczną nad Wisłą. Wiadomo, że ukraińskie władze podejmowały takie starania już pod koniec 2022 roku. Dyplomaci Zełeńskiego próbowali nawet stawiać Polskę przed faktami dokonanymi, sugerując w przestrzeni publicznej jakoby ówczesny rząd PiS zatwierdził takie porozumienie. Pomimo dość stanowczego dementi z polskiej strony kwestia rzekomego przekazania polskich F-16 Kijowowi systematycznie powracała w przestrzeni medialnej.
Jeszcze większe poruszenie wywołała druga wiadomość, pochodząca z oficjalnych kręgów amerykańskiego rządu. Ukraińskie samoloty mają być bowiem serwisowane w Polsce. Nie chodzi przy tym tylko o ich przygotowanie do służby przed przekazaniem Kijowowi, ale również późniejsze utrzymanie zdolności bojowych. W takim przypadku zdecydowana większość prac zostałaby wykonana najpewniej w WZL-2 z Bydgoszczy. Zakłady te mają już bowiem pewne doświadczenie w prowadzeniu prac nad F-16 eksploatowanymi przez Polskie Siły Powietrzne.
W tym miejscu pojawiają się pytania o celowość podawania tak wrażliwych informacji z wielomiesięcznym wyprzedzeniem przez stronę amerykańską. Przede wszystkim dlatego, że inaczej niż zachodnie wozy pancerne nawet stosunkowo leciwe samoloty przenoszące nowoczesne uzbrojenie mogą odegrać kluczową rolę dla dalszych losów wojny. Znacznie większą, niż wspomniane uderzenia HIMARS-ów. To natomiast, pomimo politycznej słabości Rosji oraz ograniczonych możliwości jej armii, może sprowokować Moskwę do nasilenia agresywnych działań przeciwko Polsce. Włączając w to “incydenty” rakietowe do których dochodziło już w przeszłości, również w bliskim sąsiedztwie samej Bydgoszczy…
F-16 pomogą, ale nie rozwiążą problemów ukraińskiego lotnictwa
Szacuje się, że Kijów ma szansę otrzymać ok. 60 samolotów, co może pozwolić na stworzenie przynajmniej czterech “zachodnich” eskadr myśliwskich. Biorąc jednak pod uwagę skalę potrzeb ukraińskiego lotnictwa taka liczba samolotów to jedynie kropla w morzu potrzeb. Co gorsza nie wiadomo, czy wszystkie zadeklarowane maszyny będą zdatne do lotu – możliwe, że niektóre z nich posłużą jedynie jako źródło części zamiennych Dlatego pozyskane samoloty będą jedynie rozwiązaniem przejściowym, rozwiązującym pilną potrzebę operacyjną do czasu zdefiniowania docelowego kształtu Sił Powietrznych Ukrainy. Jest zresztą mało prawdopodobne, aby same F-16 – skonstruowane na początku lat 70. XX wieku – stały się docelowym typem na którym Kijów zdecyduje się oprzeć swój komponent lotniczy.
Doraźne potrzeby mogliby zaspokoić Amerykanie mający (przynajmniej teoretycznie) możliwość dostarczenia setek egzemplarzy samolotów tego typu wycofanych z eksploatacji. Nie wszystkie maszyny składowane na pustyni w Arizonie znajdują się w stanie pozwalającym na ich szybkie przywrócenie do służby, jednak nawet jako “dawcy” części zamiennych byłyby dla Ukrainy bezcenne. USA pozostają jednak obecnie niechętne przekazaniu samolotów z własnych zapasów, pomimo zachęcania do takich kroków swoich sojuszników. W grę nie wchodzi też produkcja nowych maszyn – nawet gdyby Amerykanie zdecydowali się na ich sprzedaż, możliwości linii produkcyjnych zostały wykorzystane na wiele kolejnych lat. W takiej sytuacji Kijów będzie zmuszony zabiegać o samoloty bojowe z innych źródeł.
Oprócz wieku konstrukcji i liczby potencjalnie dostępnych dla Ukrainy egzemplarzy problemem jest potencjał samych F-16 – projektowane jako lekkie myśliwce taktyczne, miały uzupełniać w amerykańskim arsenale cięższe maszyny, takie jak F-15. Mimo wprowadzania kolejnych modernizacji i wersji rozwojowych ich możliwości bojowe są zdecydowanie mniejsze niż bardziej zaawansowanych maszyn, takich jak Rafale, Eurofighter, czy F-18. Dlatego nawet w konfrontacji z rosyjskimi samolotami mogą nie być wystarczające do uzyskania trwałej przewagi w powietrzu. Docelowo Ukraina będzie musiała pozyskać samoloty o znacznie większym potencjale, przede wszystkim w zakresie zdolności do wywalczania i utrzymywania przewagi w powietrzu.
Jakie inne samoloty może pozyskać Kijów?
Kilka miesięcy temu dostarczenia myśliwców Mirage 2000 nie wykluczała Francja. Pojawiły się nawet informacje o tym, jakoby miało trwać szkolenie na ten typ ukraińskich pilotów. Taka możliwość wydaje się o tyle prawdopodobne, że Francja zamierza całkowicie przezbroić własne lotnictwo na nowocześniejsze Dassault Rafale. Innym z potencjalnych dostawców mogłaby być Australia i Finlandia. Oba państwa posiadają ponad 100 F-18, z których większość nadal znajduje się w czynnej służbie i dobrym stanie technicznym. Zdaniem wielu ekspertów to właśnie pozyskanie samolotów z wymienionych państw byłoby najbardziej optymalnym wyborem z punktu widzenia rozwiązania doraźnych problemów Ukrainy, zapewniając znacznie większy wzrost możliwości bojowych niż F-16.
Jednak, nieoficjalnie, największym zainteresowaniem ukraińskich wojskowych cieszą się szwedzkie myśliwce JAS 39 Gripen. Dlaczego tamtejsi lotnicy przychylniejszym okiem patrzą właśnie na tę konstrukcję? Przede wszystkim ze względu na założenia jakim podporządkowano opracowanie maszyny z koncernu SAAB-a. Szwedzi zdawali sobie sprawę z tego, że będą walczyć z przeciwnikiem dysponującym znaczną przewagą. Uwzględnili też ryzyko szybkiego zniszczenia nielicznych baz lotniczych, co oznaczało konieczność wykorzystania dróg i lotnisk polowych. Nowy myśliwiec musiał być też łatwy w eksploatacji, ekonomiczny, a większość napraw miała być możliwa do przeprowadzenia w warunkach polowych. Reasumując Sztokholm dążył do pozyskania maszyn o sporych możliwościach, niewymagających od strony logistycznej i prostych w obsłudze. Czyli dokładnie takich, jakich potrzebują Ukraińcy.
Co ważne Szwedzi nie wykluczyli jednoznacznie możliwości podzielenia się częścią z 200 odebranych do tej pory samolotów. Prócz niemal setki maszyn wersji C/D, w magazynach znajduje się ok. 70 wycofanych ze służby starszych maszyn wersji A/B. Mogłyby one zostać wyremontowane lub przebudowane do nowocześniejszego standardu i przekazane Ukrainie bez uszczuplania stanu floty szwedzkich sił powietrznych. Z punktu widzenia Sztokholmu zgoda na przekazanie lub sprzedaż po okazyjnej cenie części starszych myśliwców może być też dobrym posunięciem biznesowym.