Hejt na portalach. Kwestia obyczajów, czy… pieniędzy?

Dlaczego w internecie kwitnie hejt, a my nie potrafimy sobie z nim radzić?

Każdy, kto chociaż raz na jakiś czas zagląda do sekcji komentarzy na popularnych portalach, doskonale wie ile nienawiści i najbardziej prymitywnych ludzkich instynktów kumuluje się w tych miejscach. Czy jednak zastanawiamy się nad tym skąd tak właściwie bierze się hejt i dlaczego panuje społeczne przyzwolenie na zamienianie miejsc mających służyć wymianie poglądów w rynsztok?

Jeszcze kilkanaście lat temu pojęcie mowy nienawiści praktycznie nie funkcjonowało, a pełne jadu komentarze utożsamiano głównie z rozpieszczonymi dziećmi które wyrwały się spod rodzicielskiej pieczy, niż realnym społecznym problemem. Wyładowujący swoje kompleksy i złość nastolatkowie stanowili swego rodzaju folklor na forach i niezwykle wówczas popularnych czatach, marginalizowany przez zdecydowaną większość użytkowników oraz – na ogół – skutecznie kontrolowany przez administratorów. Oczywiście prócz „niepokornych” dzieciaków swój udział w pyskówkach mieli również starsi użytkownicy, jednak oni stanowili jeszcze większy „ewenement” niż swoi młodsi koledzy „po fachu”. Niestety z biegiem czasu to, co stanowiło margines zaczęło w wirtualnej przestrzeni dominować, a do tego da się zauważyć szczególnie niepokojące odwrócenie proporcji – dzisiaj hejt uosabiają przede wszystkim dorośli, a fala nienawiści wylewająca się z ekranów komputerów już dawno przestała przypominać prymitywne, ale raczej niegroźne pyskówki.

Kiedy kota nie ma myszy harcują

Sprawność działania moderacji ma kluczowe znaczenie dla tego, co dzieje się w sekcji komentarzy. Jeżeli administracja przymyka oko na zbyt wiele, nie potrafi zapanować nad dyskusją podgrzewaną przez bardziej „krewkich” użytkowników, merytoryczna (lub mniej merytoryczna, ale przynajmniej kulturalna) dyskusja potrafi w mgnieniu oka przekształcić się w przysłowiowe obrzucanie błotem. Wartościowe komentarze toną wówczas w odmętach awantury, w której na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim pomówienia, fakty anegdotyczne, plotki i argumenty ad personam, najczęściej ubrane w najwulgarniejsze z polskich słów.

Powyższe nasuwa oczywiste pytanie – dlaczego tak się dzieje, a hejt w niekontrolowany sposób przybiera na sile? Pytanie jest jak najbardziej zasadne, ponieważ problem dotyczy nie tylko niewielkich portali i niszowych for z niewielką liczbą użytkowników, a tym samym z również niewielką liczbą osób odpowiedzialnych za czuwanie nad poziomem dyskusji. Zjawisko to jest równie powszechne (a nawet, bo trudno oprzeć się takiemu, powszechniejsze) w przypadku wielkich portali i serwisów. Co sprawiło, że moderatorzy którzy wcześniej potrafili panować nad niefrasobliwymi, agresywnymi użytkownikami nagle nie potrafią skutecznie moderować treści? Odpowiedź na to pytanie jest równie prosta, co szokująca…

Hejt – nieoceniony katalizator „zasięgów”

Otóż mowa nienawiści to też forma… zarobku. Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika sieci, nie znającego technicznych niuansów marketingu, psychologii społecznej oraz pozycjonowania stron internetowych takie stwierdzenie może wydawać się niedorzeczne. Niestety, jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach, a na pisaniu prostackich i wulgarnych komentarzy można całkiem nieźle zarobić. Co ważne zarabiają nie tylko autorzy, ale pośrednio również (a może przede wszystkim) właściciele platform.

W czym miałyby być pomocne przywołane już powyżej pyskówki na poziomie urągającym inteligencji przeciętnego obywatela? Na podtrzymywaniu dyskusji. A ściślej rzecz ujmując na „robieniu ruchu” właśnie w sekcji komentarzy. Wchodząc na pierwszą, lepszą stronę informacyjną o mniejszej popularności (np. lokalną) nietrudno zauważyć, że pod większością artykułów – nawet tych dotykających spraw kluczowych z punktu widzenia mieszkańców – nie znajdziemy zbyt wielu komentarzy. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku tematów kontrowersyjnych, zostając przy tematyce „lokalnej” – np. osiągnięć danego samorządowca. Bez względu na to z jak błahą sprawą mamy do czynienia, niemal natychmiast komentatorzy zaczynają ustawiać się po dwóch stronach barykady – „obrońców” i „atakujących”, zajadle wzajemnie atakując. Równie „konfliktogenne” są inne kontrowersyjne tematy, np. dotyczące kwestii światopoglądowych – w każdym przypadku artykuł dotyczący „gorącej” kwestii, nawet jeżeli sam jest utrzymany w bardzo wyważonym i merytorycznym tonie, doprowadzi do żywiołowej wymiany zdań, angażując wielokrotnie więcej użytkowników niż „normalna” treść, nawet najlepiej napisana.

PRZECZYTAJ TEŻ: Polki nie rodzą bo „dają w szyję”. Kolejna wpadka Kaczyńskiego

Festiwal hipokryzji, czyli hejt jako przydatne narzędzie?

Oficjalnie wszyscy z mową nienawiści walczą, jednak tajemnicą Poliszynela jest fakt, iż dobrze „dogrzewana” kłótnia może stanowić doskonały sposób na dotarcie do większej liczby odbiorców. Wszak nie jest tajemnicą, że granie na najniższych emocjach jest najskuteczniejszym sposobem na zmuszanie ludzi do podjęcia reakcji. Czasami pojedynczy hejter uderzający punktowo, w określoną grupę społeczną lub wartość, potrafi sprowokować do napisania komentarza setki, a nawet tysiące osób, co samo w sobie stanowi doskonałe paliwo do nakręcania konfliktu – poszczególni użytkownicy prezentujący skrajnie odmienne poglądy zaczynają atakować się wzajemnie, po stronie każdego z nich stają następni i tak konflikt trwa w najlepsze, ściągając na dany portal kolejnych oraz – równie często – zapewniając komentowanemu materiałowi długie „życie” w mediach społecznościowych,.

Z oczywistych powodów nikt oficjalnie nie przyznaje się ani do wspierania takich patologicznych zjawisk, ani tym bardziej do wypłaty jakiegokolwiek wynagrodzenia zaangażowanym w nie osobom. Nadużyciem byłoby też stwierdzenie, że to znane np. w Rosji profesjonalne farmy trolli odgrywają dominującą rolę w powszechnym kierowaniu narracji w debacie publicznej – wystarczy poobserwować własnych znajomych, tych bliższych i dalszych, aby na własnej skórze przekonać się jak nisko upadła polska kultura dyskusji oraz jak bardzo nie potrafimy ze sobą rozmawiać, zamiast na merytorycznych argumentach koncentrując się na bliskich własnym przekonaniom dogmatach oraz bezpośrednim atakowaniu poglądów rozmówcy. Dlatego co do zasady uczestników większości „pyskówek” można podzielić na dwie kategorie.

„Pożyteczni” i „profesjonaliści”

Chyba każdy słyszał o „owczym pędzie”. Podążanie za tłumem, również przy podejmowaniu np. decyzji sprzedażowych już lata temu zostało zauważone przez specjalistów od sprzedaży internetowej. Analiza ludzkich zachowań pozwoliła im upatrywać w niej szans na skuteczne osiąganie celów biznesowych. Zjawisko to okazało się również dość skuteczne w aspekcie wymiany informacji. Niestety na niej opiera się też w znacznej mierze hejt.

Skrajne działania wywołują skrajne reakcje. Przywołane już wcześniej „trudne tematy” to doskonały katalizator burzliwych wymian zdań przez osoby mające radykalnie odmienne poglądy. Co ważne, szczególnie w fazie „zaogniania” dyskusji, wielu użytkowników zaczyna odczuwać potrzebę wyrażenia własnego zdania oraz udzielenia wsparcia tej ze stron, z którą się utożsamia – nawet jeżeli nie do końca zgadza się z samymi „argumentami”, czy sposobem w jaki są formułowane przez „swoich”.

Tutaj pojawia się pole do popisu dla „profesjonalistów”, często działających w grupach, których zadaniem jest zbudowanie odpowiednich, wzajemnie zwalczających się narracji. Ich celem jest skłonienie jak największej liczby obserwatorów do interakcji – włączenia się do rozmowy, podzielenia się wątkiem z innymi, czy „lajkowania”. Szczególnie „cenni” są hejterzy najbardziej agresywni i zaangażowani, określani znanym mianem „pożytecznych idiotów”. To oni odpowiadają za podtrzymywanie kłótni w czasie, gdy opłacani trolle rozpętują kolejną bezcelową wojenkę w zupełnie innym miejscu…

W przypadku Polski prowadzenie takiej narracji jest łatwiejsze, ponieważ mamy do czynienia z niezwykle silną polaryzacją społeczeństwa – dzięki niej wywołanie prawdziwej burzy „zasilanej” aktywnością kolejnych użytkowników jest możliwe nie tylko przez wiele godzin, ale nawet wiele dni. Co więcej często można zaobserwować zjawisko ewolucji pierwotnego tematu dyskusji – nierzadko zmienia się on nawet kilkukrotnie, pomimo to w żaden sposób nie prowadząc do ochłodzenia temperatury wydumanego sporu.

Naturalnie za wszystkie wyzwiska i insynuacje nie odpowiada wyłącznie „hejt na zamówienie”, jednak „farmy trolli” produkujące prowokacyjne komentarze w hurtowych ilościach stanowią istotny i niestety systematycznie powiększający swój udział w ogólnej puli odsetek.

Lepiej to już było?

Ten niezbyt optymistyczny wywód dotyczący upadku debaty publicznej oraz kultury wypowiedzi z jakim mamy do czynienia na co dzień warto byłoby zakończyć jakimś optymistycznym akcentem, jednak trudno się takiego doszukiwać. Szerokie społeczne przyzwolenie na brutalizację i prymitywizację języka jakim się posługujemy w połączeniu z niskimi standardami komunikacyjnymi samych elit oraz niewydolnością polskiego systemu edukacji. Brak systemowych rozwiązań oraz oczekiwań ze strony samego społeczeństwa wskazuje na to, że problem nie będzie zanikał, ale się nasilał.

Czy zatem jest szansa na przywrócenie normalności w dyskusjach na portalach i mediach społecznościowych w dającej się przewidzieć przyszłości? Niestety nic na to nie wskazuje – aby tak się stało najpierw musiałoby dojść do prawdziwej rewolucji obyczajowej w polskich domach oraz ucywilizowania poziomu debaty w mediach. Tymczasem nie widać, aby komukolwiek na tym zależało. Zresztą problem ten nie dotyczy wyłącznie Polski – z podobnymi wyzwaniami boryka się większość państw tzw. „demokratycznego zachodu”.

Najnowsze artykuły

Duda i Tusk w Białym Domu. Jaki był prawdziwy cel wizyty?

Czy wizyta Andrzeja Dudy i Donalda Tuska miała wyłącznie kurtuazyjny charakter?

12 marca 2024 roku Prezydent i Premier Rzeczypospolitej udali się do Waszyngtonu na zaproszenie Joe Bidena. Oficjalnie celem wizyty było upamiętnienie 25 rocznicy dołączenia Polski do NATO oraz potwierdzenie amerykańskiego zaangażowania w kontekście trwającej rosyjskiej napaści na Ukrainę. Czy wizyta…